No to rozruszajcie swoje szare komórki, odgrzewam temat, z pewnością będzie ponownie ostra dyskusja
Usłyszałem niedawno receptę na zachowanie dłuższej żywotności akumulatora. I wbrew pozorom coś w tym jest, ale z drugiej strony...
Akumulator po jakimś czasie postoju auta, nieużywany, traci swoje parametry, napięcie przysiada. Po odpaleniu włączamy światła i najczęściej pokonujemy krótkie trasy. Akumulator wówczas nie ma jak się w pełni doładować. Wielu z nas pozostawia samochód na chodzie wychodząc z garażu czy innych okazjach, aby się doładował choć przez chwilę. Oczywiście wyłączone wszystkie światła, odbiorniki prądu. Cała moc alternatora idzie na uzupełnienie niedoboru w akumulatorze. Dzięki temu się doładowuje, choć troszkę mu to pomoże w nabraniu sprawności. Jednak ostatnio usłyszałem opinię, że aby akumulator żył dłużej, doładowywanie na samym alternatorze, bez włączonych świateł (czyli pozostawienie na biegu jałowym przez parę minut aż pozamykamy garaż etc) jest bardziej zabójcze dla niego niż odpalanie na światłach i pozostawienie ich włączonych przez cały czas. Napięcie które idzie na akumulator po włączeniu silnika przy dobrym alternatorze to 14,3-14,5V, podczas gdy przy światłach mamy ok 13V. Ta nadwyżka nie jest obojętna dla akumulatora który ze stanu spoczynku i niskiego napięcia, powiedzmy 11V nagle jest atakowany wyższym napięciem, a i prądem. Rzekomo lepiej doładowywać wolniej, czyli właśnie z włączonymi światłami.
Jak to jest? Zapraszam do dyskusji.