Witam,
Zgadza się, mieliśmy zadzwonić na prośbę żony, aby uświadomić Pana, ale szczerze mówiąc szybko zrezygnowaliśmy, bo nie było sensu. Auto w takim stanie nas nie interesowało, nawet po niższej cenie, więc w najlepszym wypadku być może usłyszelibyśmy przeprosiny, tłumaczenia, itp. które pozornie załatwiają sprawę, a dla nas nic z nich nie wynika(nikt nam czasu ani pieniędzy nie zwróci), więc człowiek tym bardziej czuje się jak idiota. Poza tym nic nie stało na przeszkodzie by zapytać w domu jak tam oględziny i wtedy samemu oddzwonić i wyjaśnić wszystko. Nie dość, że to my zostaliśmy zrobieni w balona, to jeszcze my mamy zrobić przysługę(opowiadając co wykryliśmy), albo wyciągać rękę po wyjaśnienia?
A tak z drugiej strony, warto też docenić fakt, że oglądając pojazd udostępniony przez żonę, chyba udało nam się do końca utrzymać miłą atmosferę, mimo że nie kryliśmy sporego rozczarowania. Niejeden w takiej sytuacji zdenerwowałby się i puścił tu czy tam jakieś niemiłe słowo do Bogu bucha winnej osoby postronnej.
Ok, generalnie. Umówmy się, odpowiedzialny człowiek, jeśli sprzedaje rzecz, która nie do końca może być sprawna, mającą służyć czemuś więcej niż tylko oglądaniem jej tak na zdjęciach, stara się jakoś tę rzecz w miarę dokładnie opisać. Rozumiem też, że można się nie znać na wszystkim, ale no litości... tu znawstwo nie było do niczego potrzebne - wystarczył tylko rzut oka pod podwozie. Albo po prostu wystarczyło przed wystawieniem ogłoszenia zadbać o jakąś recenzję autka od kogoś, kto się zna, żeby wskazał słabe strony pojazdu, bo chciałbym go uczciwie opisać w ogłoszeniu, itp. Dla chcącego nic trudnego. Jeśli klient znajduje usterkę, a wcześniej "miało być ok" to po prostu podważa to uczciwe zamiary sprzedającego, a podważone zaufanie ciężko jest odzyskać.
PS. Posta pisałem, żeby przestrzec innych, ale że lekko mi się pisało to użyłem faktycznie zdania, że "jak dla mnie to handlarskie krętactwo" - obawiam się, że każdy inny, kto znalazłby się w podobnej sytuacji z obcą osobą, odebrałby to w podobny sposób. Wyjaśnienia, owszem, brzmią wiarygodnie, ale co ma powiedzieć ten, kto się już naciął? Zawsze można się tłumaczyć. Chętnie odszczekałbym przynajmniej te moje odczucia, no ale póki dyskusja zmierza w drugą stronę - że ważniejszym problemem jest to, ze zamieściłem posta na forum - to te odczucia raczej są bez zmian.