Polski Fiat 125p 1974r
: 17 lis 2019, 13:05
Na wstępie witam wszystkich którzy odwiedzą ten wątek. Miał być wątek o restauracji, remoncie, odbudowie, czy jak tam zwał przywrócenie dawnej świetności Polskiego Fiata 125p więc będzie. Na początek trochę historii.
Dzisiaj wypadają dwa tygodnie po okrągłej trzynastej rocznicy podpisania umowy kupna-sprzedaży i stania się właścicielem tego auta. Bohaterem wątku jest Polski Fiat 125p MR74 w kolorze zwanym potocznie yellow bahama wyprodukowany w 1974 roku, w drugiej połowie roku, w sierpniu, a konkretnie w pierwszej połowie sierpnia (raczej) i raczej w poniedziałek. Został odebrany dnia 16.08.74r w katowickim Polmozbycie przez Pana inż Tadeusza zamieszkałego w Sosonowcu, poniżej skan dowodu zakupu. Szczęśliwemu właścicielowi służył do 2002r, a następnie przeszedł w ręce jego kuzyna Romana, ale cały czas pozostawał na tej samej posesji, w tym samym garażu pod okiem pierwszego właściciela. Pan Tadeusz, jak to miało w zwyczaju wielu ówczesnych kierowców prowadził dziennik pojazdu, w którym rok do roku zapisywał każdy wydatek i każdą czynność serwisową związaną z jego autem. Z tego dziennika można dowiedzieć się ile w danym roku zrobił kilometrów, kiedy i ile litrów benzyny kupił, gdzie był, kiedy zapłacił mandat, itp. Samochód przez 32 lata służył członkom jednej rodziny wożąc ich po kraju i za granicą. Zimą nie był eksploatowany, podobnie jak w deszczową pogodę, w takim przypadku Pan Tadeusz udawał się na pętlę komunikacji miejskiej która znajdowała się w pobliżu jego domu i autobusem udawał się do pracy. Samochód uczestniczył w jednej kolizji w 1976 roku kiedy to, jak opowiadał właściciel, na skrzyżowaniu koło Spodka jadąca za nim Warszawa nie wyhamowała wjeżdżając w tył Fiata. Po tym zdarzeniu został wymieniony tylny pas wraz ze światłami na ten od nowego modelu MR75. Później auto zaliczyło jeszcze kilka tzw”emeryckich” obcierek z których jedna przypadła na lewy przedni narożnik, były jeszcze powtórnie malowane oba drzwi z prawej strony, z racji dobrze dobranego koloru stawiałbym na to, że odbyło się to zanim pojazd opuścił fabrykę . I tak Fiacina jeździła, aż przyszedł czas rozstania. Wypatrzyłem ogłoszenie na jednym z portali i po wstępnej rozmowie umówiłem się na oględziny. Zapakowałem się ze znajomymi w mojego Poloneza Plusa i pojechaliśmy. Jak go zobaczyłem i obejrzałem, mimo że to wówczas był po prostu stary fiat, częściowo nie oryginalny i nie do końca sprawny (nie działały zastane tylne zaciski hamulcowe), stwierdziłem że bez niego do domu nie wracam. Trasa z Zagłębia na Północne Mazowsze przebiegła bezproblemowo, z bananem na gębie. Archiwalne zdjęcia z powrotu poniżej. Z racji tego, że jeszcze nie posiadałem garażu w miejscu swego zamieszkania, przez pierwsze pięć lat Fiat stał w garażu u znajomych, co niestety jak się dowiedziałem (niestety za późno) nie wyszło na zdrowie jego karoserii. Garaż ten co prawda był murowany, ale bez wylanej podłogi i z niezbyt dobrą wentylacją co przy występującej w nim w okresie jesienno-zimowym wilgocią sprawiło że obecna ruda rozwinęła się jeszcze bardziej... Od chwili zakupu do samego remontu, Fiat był przeze mnie użytkowany miesiąc góra dwa w roku, w okresie letnim. W tym czasie był przywracany stopniowo do pełnej sprawności mechanicznej. Hamulce, zawieszenie, układ wydechowy, zapłonowy, paliwowy, itp. Do pełni szczęścia brakowało tylko przywrócenia oryginalnego pasa tylnego wraz z lampami i drobnego (tak mi się wtedy wydawało) remontu blacharsko-lakierniczego, to tytułem wyglądu zewnętrznego, bo jeszcze w silniku grały panewy. Podobno to była wina, według wersji właściciela, zalania do silnika oleju syntetycznego i wypłukania osadów... Powód jest chyba jednak bardziej prozaiczny, na co wskazywały objawy zapalającej się kontrolki ciśnienia oleju przy gwałtowniejszych manewrach. Powodem tym był najprawdopodobniej (bo jeszcze silnika nie rozbierałem) uszkodzony, lub nieszczelny smok pompy oleju (silnik przechodził już jeden remont) spod którego przy gwałtownych manewrach, mimo prawidłowego stanu oleju, ów olej uciekał, jak to działało na panewki nie muszę wspominać. Remontem blacharskim miał się zająć ojciec mojego kolegi lakiernika, starej daty fachowiec więc zacząłem gromadzić elementy blacharskie jakie będą do tego potrzebne, tak samo gromadziłem inne części zamienne. Na przestrzeni lat zgromadziłem znaczącą większość potrzebnych części. Z perspektywy czasu to było dobre posunięcie, bo raz nie obciążało znacząco mojego budżetu, dwa przystępne ceny części blacharskich. Dlaczego więc nie przystąpiłem do remontu wcześniej? Jak ja miałem fundusze, to fachowiec nie miał terminu, jak miał termin to jak byłem bez kasy... I tak trwało to kolejne miesiące i lata, aż fachowiec się wziął i zamienił dom z warsztatem na M1 sześć stóp pod ziemią... Zostałem na lodzie, bo raz fachowcy (syn i w związku z tym ojciec) mieli wobec mnie dług wdzięczności, dwa każdy inny sensowny blacharz w okolicy, pomijając termin, na hasło Duży Fiat pukał się w czoło. I...
...CDN
PS. O dziwo Fiat załapał się na niewielką ilość zdjęć, ale nawet z tych niewielu zostało zaledwie kilka, reszta poszła w pi... z aparatem. To co się ostało widać poniżej. Są to zdjęcia tuż sprzed remontu, ostatnie na których auto jest jeszcze kompletne...
Dzisiaj wypadają dwa tygodnie po okrągłej trzynastej rocznicy podpisania umowy kupna-sprzedaży i stania się właścicielem tego auta. Bohaterem wątku jest Polski Fiat 125p MR74 w kolorze zwanym potocznie yellow bahama wyprodukowany w 1974 roku, w drugiej połowie roku, w sierpniu, a konkretnie w pierwszej połowie sierpnia (raczej) i raczej w poniedziałek. Został odebrany dnia 16.08.74r w katowickim Polmozbycie przez Pana inż Tadeusza zamieszkałego w Sosonowcu, poniżej skan dowodu zakupu. Szczęśliwemu właścicielowi służył do 2002r, a następnie przeszedł w ręce jego kuzyna Romana, ale cały czas pozostawał na tej samej posesji, w tym samym garażu pod okiem pierwszego właściciela. Pan Tadeusz, jak to miało w zwyczaju wielu ówczesnych kierowców prowadził dziennik pojazdu, w którym rok do roku zapisywał każdy wydatek i każdą czynność serwisową związaną z jego autem. Z tego dziennika można dowiedzieć się ile w danym roku zrobił kilometrów, kiedy i ile litrów benzyny kupił, gdzie był, kiedy zapłacił mandat, itp. Samochód przez 32 lata służył członkom jednej rodziny wożąc ich po kraju i za granicą. Zimą nie był eksploatowany, podobnie jak w deszczową pogodę, w takim przypadku Pan Tadeusz udawał się na pętlę komunikacji miejskiej która znajdowała się w pobliżu jego domu i autobusem udawał się do pracy. Samochód uczestniczył w jednej kolizji w 1976 roku kiedy to, jak opowiadał właściciel, na skrzyżowaniu koło Spodka jadąca za nim Warszawa nie wyhamowała wjeżdżając w tył Fiata. Po tym zdarzeniu został wymieniony tylny pas wraz ze światłami na ten od nowego modelu MR75. Później auto zaliczyło jeszcze kilka tzw”emeryckich” obcierek z których jedna przypadła na lewy przedni narożnik, były jeszcze powtórnie malowane oba drzwi z prawej strony, z racji dobrze dobranego koloru stawiałbym na to, że odbyło się to zanim pojazd opuścił fabrykę . I tak Fiacina jeździła, aż przyszedł czas rozstania. Wypatrzyłem ogłoszenie na jednym z portali i po wstępnej rozmowie umówiłem się na oględziny. Zapakowałem się ze znajomymi w mojego Poloneza Plusa i pojechaliśmy. Jak go zobaczyłem i obejrzałem, mimo że to wówczas był po prostu stary fiat, częściowo nie oryginalny i nie do końca sprawny (nie działały zastane tylne zaciski hamulcowe), stwierdziłem że bez niego do domu nie wracam. Trasa z Zagłębia na Północne Mazowsze przebiegła bezproblemowo, z bananem na gębie. Archiwalne zdjęcia z powrotu poniżej. Z racji tego, że jeszcze nie posiadałem garażu w miejscu swego zamieszkania, przez pierwsze pięć lat Fiat stał w garażu u znajomych, co niestety jak się dowiedziałem (niestety za późno) nie wyszło na zdrowie jego karoserii. Garaż ten co prawda był murowany, ale bez wylanej podłogi i z niezbyt dobrą wentylacją co przy występującej w nim w okresie jesienno-zimowym wilgocią sprawiło że obecna ruda rozwinęła się jeszcze bardziej... Od chwili zakupu do samego remontu, Fiat był przeze mnie użytkowany miesiąc góra dwa w roku, w okresie letnim. W tym czasie był przywracany stopniowo do pełnej sprawności mechanicznej. Hamulce, zawieszenie, układ wydechowy, zapłonowy, paliwowy, itp. Do pełni szczęścia brakowało tylko przywrócenia oryginalnego pasa tylnego wraz z lampami i drobnego (tak mi się wtedy wydawało) remontu blacharsko-lakierniczego, to tytułem wyglądu zewnętrznego, bo jeszcze w silniku grały panewy. Podobno to była wina, według wersji właściciela, zalania do silnika oleju syntetycznego i wypłukania osadów... Powód jest chyba jednak bardziej prozaiczny, na co wskazywały objawy zapalającej się kontrolki ciśnienia oleju przy gwałtowniejszych manewrach. Powodem tym był najprawdopodobniej (bo jeszcze silnika nie rozbierałem) uszkodzony, lub nieszczelny smok pompy oleju (silnik przechodził już jeden remont) spod którego przy gwałtownych manewrach, mimo prawidłowego stanu oleju, ów olej uciekał, jak to działało na panewki nie muszę wspominać. Remontem blacharskim miał się zająć ojciec mojego kolegi lakiernika, starej daty fachowiec więc zacząłem gromadzić elementy blacharskie jakie będą do tego potrzebne, tak samo gromadziłem inne części zamienne. Na przestrzeni lat zgromadziłem znaczącą większość potrzebnych części. Z perspektywy czasu to było dobre posunięcie, bo raz nie obciążało znacząco mojego budżetu, dwa przystępne ceny części blacharskich. Dlaczego więc nie przystąpiłem do remontu wcześniej? Jak ja miałem fundusze, to fachowiec nie miał terminu, jak miał termin to jak byłem bez kasy... I tak trwało to kolejne miesiące i lata, aż fachowiec się wziął i zamienił dom z warsztatem na M1 sześć stóp pod ziemią... Zostałem na lodzie, bo raz fachowcy (syn i w związku z tym ojciec) mieli wobec mnie dług wdzięczności, dwa każdy inny sensowny blacharz w okolicy, pomijając termin, na hasło Duży Fiat pukał się w czoło. I...
...CDN
PS. O dziwo Fiat załapał się na niewielką ilość zdjęć, ale nawet z tych niewielu zostało zaledwie kilka, reszta poszła w pi... z aparatem. To co się ostało widać poniżej. Są to zdjęcia tuż sprzed remontu, ostatnie na których auto jest jeszcze kompletne...